Ciekawe w Metropolii

Siedem najdziwniejszych przypadków w pracy ślusarza

Ślusarz, zawodowo zajmujący się zamkami i kluczami, kojarzy się z pracą wykonywana w warsztacie, w otoczeniu różnych dziwnych, jemu tylko znanych, urządzeń. Nie mniej dziwne są awaryjne sytuacje, do których wzywany jest ślusarz do klienta. Rzadko mamy potrzebę skorzystać z usług ślusarskich, ale jeśli już się zdarzy, to każda z nich jest superpilna i wyjątkowa.

Poniżej zebraliśmy kilka historii, które przytrafiły się mieszkańcom naszej Metropolii. Przypadkami ze swojej pracy podzielił się z nami Łukasz, na co dzień pracujący w Pogotowiu Ślusarskim obsługującym miejscowości regionu.

1. Zatrzaśnięte kluczyki samochodu... na myjni

Zatrzaśnięcie kluczyków w aucie podczas jego mycia? Na myjni bezdotykowej, w okresie przedświątecznym, z dziesiątką nerwowych facetów w kolejce? Taka przygoda przytrafiła się jednemu z kierowców na myjni w Katowicach. Jego samochód udało się przepchnąć na bok, a on sam dostał od razu wiele porad, od zebranych naokoło gapiów, jak kluczyki wyjąć - np. by odgiąć drzwi, wyciągnąć klucz i potem drzwi doklepać, a najlepiej zbić boczną szybę, bo koszt wstawienia nowej będzie na pewno tańszy niż wzywanie ślusarza. Przez moment ta opcja wydawała mu się kusząca, ale na szczęście zadzwonił po nas. Byłem w okolicy i samochód otworzyłem bez uszkodzeń karoserii w 15 minut od telefonu. I tak - wstawienie nowej szyby nie byłoby tańsze, nie wspominając o kłopocie z jej brakiem przez kilka dni.

2. Las, komary i brak telefonu

Też klucze zatrzaśnięte w aucie, ale kumulacja pecha, który spotkał kierowcę, była wręcz niesamowita. Sytuacja miała miejsce na poboczu leśnej drogi w Świerklańcu. Kierowca zatrzymał się na chwilę i wyszedł z auta rozprostować kości. Próbując otworzyć drzwi samochodu, zobaczył przez szybę nie tylko leżące na fotelu kluczyki, ale też... swój telefon komórkowy. Nie miał więc nawet jak zadzwonić po pomoc! By znaleźć w Internecie pogotowie ślusarskie i zadzwonić, musiał zatrzymywać przejeżdżające samochody i prosić o skorzystanie z telefonu. Dzwonił z kilku telefonów kolejno zatrzymywanych kierowców, by utrzymać kontakt i poprowadzić nas w to nietypowe miejsce w środku lasu. Dotarłem w ciągu 40 minut, prawie 2 godziny od zatrzaśnięcia kluczyków i zastałem stojącego przy swoim samochodzie, wymarźniętego i kompletnie pogryzionego przez komary kierowcę. Po otwarciu zamka jego szczęście było nie od opisania.

3. Otwieram klientowi mieszkanie, a ludzie krzyczą "To włamywacz!"

Zjawiskiem dość typowym przy awaryjnym otwieraniu są spory rodzinne. Odebraliśmy prośbę o otwarcie wolnostojącego domu w Dąbrowie Górniczej. Przybywam na miejsce, stwierdzam, że klient już od godziny próbuje sam otworzyć drzwi. Wiercił czym tylko się dało, niszcząc w ten sposób i wkładkę, i zamek, ograniczając możliwości otwarcia. Kiedy udało mi się otworzyć, wszedł do środka i zaczął czegoś szukać. W tym czasie pod dom podjechały dwa auta. Mój klient wyskoczył z domu, wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Z samochodów, które podjechały, wysiadły dwie kobiety krzycząc: „Włamanie! Włamywacz!”. Osłupiałem. Zostałem zatrzymany przez dwie panie do czasu przyjazdu policji. Byli małżeństwem w trakcie rozwodu i obydwoje mieli prawo do tej nieruchomości. Zawsze staram się jak najdokładniej zweryfikować prawo własności i nie miałem w tym przypadku wątpliwości, że postępuję zgodnie z prawem. Jednak przez ten krótki czas, kiedy klient odjeżdżał, czułem, że świat mi się wali.

4. Zlecenie z szampanem w tle

Zdarzenia, które wymagają interwencji ślusarza mogą wydarzyć się o każdej porze dnia i nocy. A jako, że pracujemy w niedziele i święta, 24 h na dobę, to też w tak wyjątkowe dni jak godzina 24:00 w Sylwestra może trafić się praca. I podczas mojego dyżuru właśnie taka się zdarzyła. Historia miała miejsce w Chorzowie w Sylwestra przed samą północą. Kiedy przyjechałem na miejsce okazało się, że klientowi ktoś zakleił wkładki, uniemożliwiając otworzenie drzwi do mieszkania. Chwila, w której otworzyłem drzwi była niczym z hollywoodzkiego filmu - w mieszkaniach obok strzelały korki od szampana, a za oknami rozbłyskiwały fajerwerki! Nie był to najlepszy moment na pracę, ale miło było widzieć nieukrywana radość w oczach klienta, szczęśliwego, że może wejść do własnego domu.

5. Akcja niczym w służbach specjalnych

Wczesnym ranem otrzymaliśmy telefon z prośbą o pilne otwarcie sejfu w Mysłowicach. Na miejscu okazało się, że w sejfie były zamontowane dwa zamki, jeden mechaniczny, drugi szyfrowy. Klient miał klucz do zamka mechanicznego, ale nie pamiętał szyfru. Natomiast w sejfie znajdował się bardzo ważne dokumenty potrzebne do prowadzenia sprawy sądowej. Za dużo informacji nie mogę zdradzić z racji poufności, jednak z zamkiem uporaliśmy się szybko, bo już w 20 minut. W środku znalazły się wspomniane dokumenty oraz inne ciekawe rzeczy... Na tym skończyła się nasza rola, klient odzyskał dostęp do swojej własności.

6. Dwie godziny z nerwowymi kierowcami TIR-ów

W zimowy mroźny wieczór odebraliśmy telefon od kierowcy TIR-a z Gliwic. Był to MAN TGA, naprawdę wielki wóz, który zablokował podjazd do rozładunku długiej kolejce innych TIR-ów. Jak nie trudno jest się domyślić, reszta kierowców, nie mogąc się po długiej trasie rozładować, była ekstremalnie podminowana. MAN stał w miejscu, ponieważ klient nie mógł przekręcić kluczyka w stacyjce. Zdemontowałem ją i przystąpiłem do regeneracji mechanizmu, wymieniając zużyte elementy na nowe. Chociaż w tych warunkach cała operacja trwała aż 2 godziny, TIR mógł jechać dalej, a co najważniejsze klient zaoszczędził sporo czasu i pieniędzy - nie musiał wzywać holownika do TIR-a, ani unieruchamiać go na około dwa tygodnie, bo tyle czekałby na nową stacyjkę z serwisu. Wystarczyła regeneracja, nie zmienił się nawet klucz, a kierowca mógł od razu rozładować towar i ruszyć w dalszą trasę bez obaw.

7. Przyjechałem i otworzyłem drzwi... kluczem z ręki klientki

Problemem ślusarza, oprócz zamkniętych drzwi, są również roztargnięci klienci. Nawet nie dlatego, że zgubili klucze, ale często nie pamiętają, który z zamków jest zamknięty. Przyjechałem do Sosnowca do klientki - młoda dziewczyna, studentka ekonomii, bardzo miła, ale kompletnie zagubiona. Usunąłem dwa zamki, które wskazała, że są zamknięte, ale drzwi pozostały nadal zamknięte. Zgłupiałem, a ponieważ został jeden, nieruszony zamek, poprosiłem o pęk kluczy, które trzymała w ręce. Od początku z uporem twierdziła, że do tego zamka nie ma kluczy i nigdy go nie używała. Niechętnie przyglądała się jak sprawdzam klucze. Jeden z dziewięciu był tym, który ku swojemu, a zwłaszcza dziewczyny zdziwieniu, otworzył owe zaklęte drzwi.

Miejsce pracy pana Łukasza to Pogotowie Ślusarskie 24 z Katowic.